Forum Nieoficjalne Forum Musicalu "Taniec Wampirów" Strona Główna
Autor Wiadomość
<    Piloci   ~   Wrażenia po
allee
PostWysłany: Czw 15:12, 05 Paź 2017 
Stała Bywalczyni

Dołączył: 28 Wrz 2010
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa


Po dzisiejszej przedpremierze różne wyrazy cisną się na ust mych pąkowie, ale wstrzymam się do drugiego podejścia za dni kilka, bo ilekroć dzialam spontaniczne, zaraz żałuję. Ale może ktoś ? Coś ?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
flordi
PostWysłany: Sob 3:24, 07 Paź 2017 
Zabłąkany wędrowiec

Dołączył: 08 Gru 2014
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


Ja również byłam na pierwszej przedpremierze i jestem rozczarowana...pierwszy raz ROMA mnie zawiodła. Zacznę jednak od plusów - artyści świetni, żadnemu z nich nie mam nic do zarzucenia. Scenografia, kostiumy, rozwiązania techniczne - imponujące. I tutaj plusy się kończą Wink Jeśli chodzi o muzykę, to tutaj było wg mnie słabo. W głowie zostały mi te melodie, które już wcześniej znałam - "Nie obiecuj nic", "Pan Hurricane". Ładna była też piosenka śpiewana przez Edytę - "Zabierz mnie stąd" (nie pamiętam już jak leciała, ale chętnie bym jej jeszcze posłuchała). Cała reszta piosenek zaś była...nijaka? Przeczytałam kiedyś, że w dobrym musicalu piosenki powinny popychać akcję do przodu. I wydaje mi się, że tutaj tego zabrakło. Piosenki o rowerach czy herbacie nic totalnie nie wnosiły do fabuły, nie niosły ze sobą żadnych emocji, a i w ucho nie wpadały. Kolejna rzecz to dialogi i nieśmieszne żarty, które czasem wprawiały mnie w zażenowanie np. teksty z taaaaaką brodą ("Mała, wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia czy mam się przejść koło ciebie jeszcze raz?"). Nie podobały mi się też dialogi i piosenki, w których wplatane były słówka z j.angielskiego, miałam wrażenie jakbym oglądała "Zony Hollywood" Wink No a teraz największy wg mnie minus - fabuła! Twórcy chyba nie bardzo mieli pomysł na to, o czym tak naprawdę ten musical ma być. Mam wrażenie, że powpychali do "Pilotów" sceny z różnych musicali i filmów. Wiele scen wydaje mi się, że inspirowanych było "Miss Saigon", mój tata zauważył z kolei, że wiele scen zerżniętych było żywcem z kilku filmów wojennych. Za dużo bohaterów, za dużo wątków, powstał totalny miszmasz bez ładu i składu. A końcówka? Tragiczna. Wydaje mi się, że KAŻDA inna koncówka (np. Jan wraca do Niny, Jan zostaje z Alice, Jan ginie na wojnie) miałaby większy sens i niosłaby ze sobą lepszy morał niż zakończenie, które zaserwowali nam twórcy, a które jest wg mnie totalnie nielogiczne i miało chyba tylko na celu to, aby zaskoczyć widza. Chyba, że ja czegoś nie zrozumiałam? Na fanpage'u ROMY same pozytywne opinie, więc nie wiem czy ze mną jest coś nie tak? Czekam na opinię kogoś z tego forum Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mary
PostWysłany: Nie 12:35, 08 Paź 2017 
Wiejski głupek

Dołączył: 13 Cze 2010
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


Trochę nie na temat, ale nie wiem gdzie o to zapytać Laughing - są może jakieś plotki o tym, jaki będzie następny "duży" musical po "Pilotach"?
(zazwyczaj coś tam zawsze było mówione z okazji premiery o następnych planach...)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
flordi
PostWysłany: Nie 14:31, 08 Paź 2017 
Zabłąkany wędrowiec

Dołączył: 08 Gru 2014
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


Kępczyński w wywiadzie w którejś z gazet wypowiedział się, że marzy o wystawieniu "Wicked", a jeśli "Piloci" się sprawdzą, to ma pomysł na kolejny autorski musical.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mlle_Empsychora
PostWysłany: Nie 18:50, 08 Paź 2017 
Młody wampir

Dołączył: 10 Paź 2009
Posty: 341
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Silesia


Kępczyński mówił, że marzy o wystawieniu Wicked jeszcze przed tym, jak wystawił Upiora. Niestety obawiam się, że on dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że ten musical w najbliższym czasie jest nie do zrealizowania w naszym kraju. Powodem jest sprzęt, a ściślej mówiąc, pieniądze na niego. Obecnie żadnego teatru w Polsce nie stać na ten tytuł. Teoretycznie Roma mogłaby się starać o wersję non-replica, ale producenci Wicked nie są zbyt chętni na udzielanie tego typu licencji. Poza tym sukces tego musicalu leży przede wszystkich w efektach specjalnych (i to nie takich w stylu spadający żyrandol czy lądujący helikopter), więc bez tego ani rusz.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ozzyy
PostWysłany: Pon 17:36, 09 Paź 2017 
Służka Chagalla

Dołączył: 06 Maj 2011
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


Czy ktoś mógłby podzielić się jeszcze wrażeniami? Bo na fanpejdżu Romy opinie w większości są osób zachwyconych, ale jest też wiele głosów srogiego niezadowolenia. Brakuje głosów pośrednich, więc bardziej interesują mnie opinie wytrawnych maniaków musicalowych Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
allee
PostWysłany: Wto 6:16, 10 Paź 2017 
Stała Bywalczyni

Dołączył: 28 Wrz 2010
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa


Nie wiem, czy podpadam pod kategorię "wytrawnych maniaków musicalowych" Padam ale pióro już się ostrzy. Również na fejsie Romy napisałam zdanko dołączając do zakłócaczy tej powodzi lukru. Jednakże dzisiaj się wybieram ponownie i dlatego się wstrzymywałam z recenzją, bo pewnie dojdą mi jakieś nowe wrażenia. Obsada tu: [link widoczny dla zalogowanych] Znowu Zubowicz !

Tak więc recenzja full-size za parę dni.


Ostatnio zmieniony przez allee dnia Wto 6:25, 10 Paź 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Frenchy26
PostWysłany: Wto 21:29, 17 Paź 2017 
Podnóżek Kukola

Dołączył: 26 Sty 2010
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


To ja chyba będę odosobniona na forum, ale mi się "Piloci" naprawdę podobają. I to nie tylko na zasadzie- jest ok, ale na zasadzie- wow, chcę więcej. I więcej dostałam, bo widziałam spektakl 3 razy, także myślę, że mogę już sobie pozwolić na jakąś recenzję. Na wstępie zaznaczam, że jakkolwiek nie zamierzam ujawniać fabuły, tak mogą pojawić się jakieś elementy powszechnie uznawane za spoilery. Wink

Zacznę może od tego, że właściwie od czasu Les Miserables nie wyszłam z nowego spektaklu w ROMIE oczarowana, zwykle dopiero po pewnym czasie miałam ochotę go zobaczyć znów, z Mamma Mią potrzebowałam całego roku, żeby jakoś ten tytuł oswoić. W tym przypadku było inaczej, nie wiem, moze spektakl bardzo mi leży jeśli chodzi o temat, a może po prostu lubię banały. w każdym razie dawno już nie czułam takiej przemożnej chęci powrotu na widownię po zakończonym spektaklu.

Może najpierw słów kilka o znienawidzonych LEDach- też nie byłam przekonana do takiej formy scenografii, uważam, ze w kilku scenach można by się obyć bez nich i posłużyć klasyczną dekoracją. Jednak, w zdecydowanej części spektaklu, to rozwiązanie moim zdaniem sprawdza się świetnie- samoloty lecące nad Normandią, płonąca Warszawa, czy oczywiście bitwy powietrzne, które właściwie trzeba by nazwać bardziej filmem niż tylko animacją. Jedyne, co twórcy sobie odpuścili to zmianę odtwórców ról Pilotów w zależności od zmieniającej sie obsady, przynajmniej przy pierwszej bitwie, choć faktem jest, że ilość konfiguracji byłaby zabójcza. (jedynie w drugiej bitwie w zależności od spektaklu zmienia się Franek i- w części scen- Jan). Nie do końca wiem, jak bardziej realistycznie można było te sceny pokazać, dlatego z pewnym zaskoczeniem ale przyznaję, że LEDy mnie do siebie przekonały.

Muzyka- i tutaj nie zgodzę się, że piosenki nie zapadają w pamięć, a przynajmniej powiem, że mi zdecydowana większość chodziła po głowie po spektaklu. Oczywiście nie liczę tych, które znałam, chociaż uważam, że "Za rok, za dwa" czy "Nie obiecuj nic" są przepiękne. Moim ulubionym utworem-wyciskaczem łez jest "Zabierz mnie stąd", moim zdaniem braciom Lubowiczom należą się za nią wszelkie nagrody, bo to absolutna perełka. Ale poza nią jest jeszcze co najmniej kilka innych, które pokochałam od pierwszego razu- "Uwaga, nadchodzi", "Vaterland", "Azaliż", "Pod wiatr", "Nie ma dobrych dróg", "Czy pan już wie?". Właścwie jedynym utworem, do którego nadal nie mogę się przekonać po trzecim razie jest "Teraz ja!" (piosenka Alice) mimo fajnego rockowego zacięcia gdzieś na początku. Świetne są też moim zdaniem soundtracki do poszczególnych scen, chociażby do bitew czy sceny z punktami dowodzenia.

Fabularnie- nie chcę zdradzać za dużo, może napiszę tylko, że jest kilka scen, które mogłabym oglądać w kółko, a na pewno wszystkie te, w których pojawiają się tytułowi Piloci- aktualnie moją faworytką jest Lekcja angielskiego, ale może jeszcze się to zmieni Razz Na pewno to z czym się zgodzę, to że końcówka nie jet satysfakcjonująca, ale dla mnie, głównie przez to jak szybko wszystko się dzieje w tej scenie, trochę takie Deus ex machina- kończymy, bo czas nas goni, a szkoda, można to było fajniej rozwinąć.

I moja ulubiona część, czyli obsada:

NINA- w tej roli widziałam Zosię i Edytę i właściwie nie umiem wybrać jednej z nich, Zosia podobała mi się bardziej w scenach rewiowych, ale "Zabierz mnie stąd" w wykonaniu Edyty wbiło mnie w fotel. Obie są świetne, Zosia moim zdaniem znacznie poprawiła się aktorsko od Mamma Mii, gdzie nie była moją ulubioną Sophie, za to w tej roli wypada świetnie, do tego fantastycznie tańczy.
Wink

JAN- widziałam Janka Traczyka i Przemka Zubowicza, i jakkolwiek obaj śpiewają fantastycznie, tak Janek ma w sobie więcej charyzmy, po prostu bardziej czuć jego obecność na scenie.

PREZES- Janusz Kruciński! Uwielbiam jego głos, do tego aktorsko tworzy jedną z najlepszych kreacji w spektaklu, ostatnio nawet widownia zaczęła lekko buczeć na jego widok Razz Jan Bzdawka jest poprawny, ale ma nieszczęście dzielenia postaci z Januszem i niestety to starcie przegrywa, choć właściwie nie mam nic do zarzucenia.

ALICE- wokalnie bardziej podoba mi się Basia Gąsienica-Giewont, choć tak naprawdę obie dziewczyny są dokładnie takie, jak sobie wyobrażałam, a i urodę mają bardzo "brytyjską". Brawa dla Marty za to, że gdy samochód nie chciał ruszyć na jednym ze spektakli, dzielnie ciągnęła improwizację przez dobre 5 min Smile

HANS- Tomasz Więcek oczywiście bardziej pasuje urodą i pewnego rodzaju dojrzałością, ale za to Wojciech Stolorz jest dla mnie wokalnym odkryciem tego spektaklu- piękna barwa!

FRANEK- na pierwszym moim spektaklu widziałam Jeremiasza Gzyla i totalnie mnie zaczarował, uważam, że radzi sobie z rolą fantastycznie, ale jako że od lat jestem fanką talentu Pawła, to jednak jego Franek pozostanie tym "moim"- za charyzmę, za łobuzerski urok i za to, że jak nikt potrafi dodawać swoje interpretacje do poszczegołnych scen. Wink

MAKS- tutaj mam dylemat- aktorsko Piotr Piksa, wokalnie- Andrzej Skorupa, ale gdybym miała wybierać, to chyba jednak Piotr, po prostu bardziej czuć jego obecność na scenie.

STEFAN- Marcin Franc- moje osobiste największe odkrycie- głos jak dzwon, a do tego aktorstwo na najwyższym poziomie. Obok Janusza Krucińskiego moja ulubiona rola tym spektaklu. Marcin Wortmann daje radę , choć wiekowo troszkę do Pilotów nie pasuje i niestety ale przy Marcinie Francu ciężko jest mi sobie wyobrazić w tej roli kogokolwiek innego.

Nie będę się zagłębiać w inne role, na pewno jeśli chodzi o perełki drugiego planu to Malwina Kusior jako Miss Pinky, Marta Burdynowicz jako Mary, Wiktor Korzeniowski jako Howard i Grzegorz Pierczyński w roli Pilkingtona. W zespole wokalnym zdecydowanie wyróżnia się Michał Bronk- kawał głosu a do tego aktorsko jest bezbłędny, szczególnie w scenie na dancingu.

Podsumowując, bo troszkę za mocno się rozpisałam, mnie "Piloci" urzekli, nie wiem czy kiedyś tak polubiłam jakieś postaci musicalowe jak tytułowych bohaterów tego spektaklu. Na pewno wrócę do ROMY wielokrotnie i z chęcią będę patrzyła jak spektakl ewoluuje, Wiem też, że większości osób tutaj nowe dzieło ROMY nie porwie, ale akurat w mój gust trafia i mam nadzieję, że jednak znajda się widzowie chętni kupować bilety przez najbliższe dwa sezony
Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lea
PostWysłany: Śro 21:05, 25 Paź 2017 
Zabłąkany wędrowiec

Dołączył: 11 Wrz 2014
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


I ja tam byłam, widziałam, chętnie podzielę się moją opinią. Podzielę ją na dwie części - bezspoilerową i możliwie spoilerową, bo do niektórych tematów chciałabym się bardziej odnieść, ale nie psując nikomu zabawy Smile no to start!

CZĘŚĆ BEZ SPOILERÓW

Spektakl 24.10.2017, na pokładzie Zosia Nowakowska, Paweł Mielewczyk, Paulina Łaba, Ewa Lachowicz, Paweł Kubat, Marcin Wortmann, Piotr Piksa, Marta Wiejak, Tomasz Więcek, Janusz Kruciński, Malwina Kusior, Iza Bujniewicz, w tle Anastazja Simińska, Natalia Krakowiak.

Ogólne wrażenia:

- nie powiem, żeby mi się nie podobało, ale zgadzam się co do zarzutów dotyczących chaotyczności fabuły. Dużo wątków, przeskakiwanie z miejsca na miejsce nie służyły ciągłości akcji. Potwierdzam wyraźne inspiracje innymi filmami i musicalami z tego gatunku - przynajmniej cztery motywy wspólne z Miss Saigon!

- nie uwierzyłam w wielką miłość Jana i Niny. Być może dlatego, że krótko oglądaliśmy ich razem na ekranie, nie mieliśmy czasu ich polubić i przekonać się do ich uczucia. Szczególnie w drugim akcie zachowanie Jana dawało pole do wątpliwości na temat stałości jego uczuć.

- dość schematycznie napisane postacie - wśród Pilotów musi być "śmieszny", ten "ciamajdowaty", można dość szybko domyślić się jak skończą się losy przynajmniej jednego z nich - z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, a finalnie rzeczywiście takie rozstrzygnięcie dla jego wątku widzimy na ekranie.

- libretto ma kilka słabych stron - dowcipy z brodą, o których już tu wspomniano; pewną schematyczność; naiwność piosenek, mało wyszukane teksty (ile było swego czasu psioczenia na tłumaczenia Daniela Wyszogrodzkiego... przy banale niektórych piosenek w "Pilotach" to poezja - nomen omen - wysokich lotów)

- mimo że nienawidzę tego zarzutu w odniesieniu do musicalu, tak tu jednak uważam, że było zbyt wiele piosenek. Spokojnie można było zrezygnować z którejś z licznych piosenek Niny, które i tak wszystkie są o tym samym. Miało się niestety wrażenie, że akcja nie idzie do przodu, po pierwszym akcie właściwie ciężko było mi powiedzieć co się w tej historii dzieje. Dużo wyśpiewania emocji, ale mało w tym wszystkim akcji. Z kolei za bardzo trafiony motyw uważam swego rodzaju komentowanie fabuły przez Prezesa, wciąż w jednym temacie muzycznym - bardzo konsekwentnie, wprowadza pewną kojącą regularność do szarpanej fabuły. Tak samo jak fakt, że Nina i Jan mieli również swój własny motyw muzyczny i ilekroć śpiewali, to zawsze pod tę samą melodię. Czar musicalu w dobrym wydaniu. Piosenki natomiast dzielą się na bardzo dobre i na kompletnie niezapamiętywalne. Zgodnie z klasyczną maksymą, najbardziej podobały mi się te, które już znałam. Te które podobały mi się w trakcie, niestety dość szybko wyleciały z głowy. Na plus te z połowy pierwszego aktu - od "To tu" do "Pilotów", bardzo przyjemny motyw boogie-woogie na potańcówce (tu dodatkowo dobra choreografia!), a drugiego zapamiętałam tylko Pana Harikana (Bogowie Słońc! Czy nikt nie wspomniał "Dyrektorowi-Słońce", że Hurricane nie czyta się [harikan]??)

- aktorsko bardzo mi się podobało, nie zauważyłam przerysowania emocjonalnego Zosi, chociaż grała na tę samą nutę co Sophie jak dla mnie. Niestety ale słabym ogniwem wydaje mi się Jan - widziałam Pawła Mielewczyka, ale w którejś recenzji mignął mi ten zarzut wobec Janka Traczyka - bezpłciowość głównego bohatera. W takim razie zrzucam to na karb roli, bo mam identyczne odczucia - o ile każdy z Pilotów był "jakiś", o tyle ciężko powiedzieć jaki jest Jan, poza tym, że jest szaleńczo zakochany w Ninie (o czym raczej dowiadujemy się z serii wywiadów dla różnego rodzaju mediów, niż z fabuły spektaklu, ale o tym dalej). Bardzo nijako napisana postać, chociaż wielkim bohaterem był, jak Słowacki poetą. Oj, wielkim bohaterem był, wszyscy tak mówią. Nie wyczułam też szczególnej chemii między tą parą, zdecydowanie pod względem relacji damsko-męskich zdominował drugi plan, szczególnie pewna piękna nauczycielka i jej adorator. Tam to się działo! Ogień był, nie trzeba było żadnych pirotechnicznych efektów!

- choreografia w porządku, na zdecydowany plus mix stylów, jakie mogliśmy zobaczyć. Moje serce urzekł charleston i boogie-woogie, ale jest sporo mocnych momentów - rowery, "Uwaga, nadchodzi", tango.

- scenografia - nie jestem wielbicielką ledów, ale zdaję sobie sprawę, że w tym kierunku teatr współczesny będzie zmierzał, więc pora się z tym pogodzić. W kilku miejscach filmy zupełnie niepotrzebne, ale jest kilka ciekawych rozwiązań. Wszystko ładne, plastyczne. Natomiast co do szumnie zapowiadanych efektów pirotechnicznych i ogólnej techniki - whaaaat? Bez przesady. Jak zwykle Dyrektor naopowiadał, naobiecywał, a finalnie wielkich zaskoczeń i wielkiego "wow" nie ma.

- z ekipy na scenie wyróżniam Malwinę Kusior i Pawła Kubata - wspólnie skradli KAŻDĄ scenę. Mogę na nich patrzeć przez całe życie i jeden spektakl dłużej. Zabawnie Iza Bujniewicz, uroczo Marta Wiejak, duet Lorda Stanforda z jego Howardem bardzo pocieszny, noo i płk Pilkington również przyjemnie oglądana postać! Janusz Kruciński - o dziwo - nie wzbudził we mnie większych emocji, może dlatego że wiedziałam czego się po tej postaci spodziewać, w końcu promocja "Pilotów" w mediach sięgnęła chyba górnych granic budżetu i marketingowo dorównuje tylko szumowi jaki był wokół "Mamma mii".

Podsumowując tę część - jasne, że fajne, warto zobaczyć, chwała za pokazanie czegoś własnego, autorskiego. Wątpię by musical podzielił sukces Mamma mia, ale też ciężko konkurować z tak znanym i lubianym - nawet wśród nie-fanów musicalu - spektaklem. No i Zosia Nowakowska jako główny towar eksportowy Romy również swoją twarzą sygnuje to przedsięwzięcie, więc na bilety zapewne będzie stadko chętnych. Pytanie na jak długo.

Chciałabym zobaczyć inną obsadę i skonfrontować swoje obserwacje, jakoś niestety nie widzę w tej roli Edyty Krzemień, mam wrażenie, że ona mimo wszystko mocno dystansuje się od postaci które gra - choć w jej głosie nie brakuje doskonałych nut i emocji, to jakoś nie wydaje mi się by "czuła" Ninę. Natalia Krakowiak bardziej pasuje mi do tej roli, może ze względu na taką przedwojenną urodę, ale bardzo chętnie zobaczę wszystkie panie.


CZĘŚĆ ZE SPOILERAMI !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER

- tak jak wspomniała, kilka oczywistych motywów z Miss Saigon. Postać Prezesa, Jan się żeni z inną, w "Nie obiecuj nic" fraza "przytul mnie i tańcz [...] choćby los chciał nas zranić, to tę chwilę jedną mamy", w "Ostatniej nocy świata" było natomiast "więc przytul mnie i tańczmy tak, w tę noc jakby miał jutro zniknąć świat"., no i oczywiście rozdzielenie przez wojnę. Dość banalne i oczywiste motywy jak na gatunek wojenny.

- wcale, a to wcale nie polubiłam postaci Jana. Wielce zakochany w Ninie, ale pojawiła się inna, więc w sumie czemu by się nie ożenić. Tak, twierdzi że szukał Niny, ale jakoś nieszczególnie - dowiedział się w PCK że nic o niej nie wiadomo i tyle, poszukiwania zakończone. Nie mówię że powinien "pytać o nią gór wysokich, pytać o nią lasów mądrych iiiii uwolniiiić jąąąą" jak ten Skrzetuski Helenę, no ale minimum wysiłku! Wcale mi nie było przykro jak umarł, dużo bardziej wzruszająca była chwila ich spotkania po latach niż tej śmierci. Żal mi w tym wszystkim było Niny, która czekała na niego tyle lat, nie ułożyła sobie życia, tyle się nacierpiała, a w końcu kiedy się pojawił, to nie dość że po chwili znów go straciła, to zapewne ciosem było odkrycie, że nie ona jedna za nim rozpacza...

- również już o tym wspominałam, ale Miss Pinky i Franek to naprawdę udany duet! O wieeeeele więcej chemii i emocji niż u Niny i Jana.

- świetna postać dobrego Niemca Hansa. Przy ukłonach to on dostał największe oklaski Smile szkoda, że nie można było go pooglądać trochę dłużej. Wątek jego związku z Niną mógł zostać bardziej rozwinięty. Jego żałowałam kiedy zginął.

- było oczywiste, że "ten zabawny" umrze. Boszzz. I tak było mi smutno, ale serio można było coś więcej wymyślić.

- postać małego Wojtka i motyw "wchodzenia do gry" niepotrzebny. Był okej jako narrator, ale fajnym plot-twistem byłoby gdyby okazało się że jest np. wnuczkiem którejś z par - np. Stefana i Mary albo względnie Niny i Jana, gdyby ich wątek zakończył się inaczej. Młody natomiast zagrał fajnie, choć straszny z niego przypałowiec - w jednej scenie zapomniał tekstu (ale świetnie wybrnął!), w innej miał wyłączony mikrofon Very Happy uroczy, aż się morda sama cieszyła!

- szarpana fabuła - widz tak naprawdę nie wie dlaczego w jednej chwili Polacy są bohaterami i są odznaczani przez króla, a w drugiej już nikt o nich nie pamięta. Nie wiemy co działo się z nimi przez ten rok podróży do Anglii. Nie wiemy właściwie na czym polegała konspiracyjna działalność w Warszawie prowadzona przez bohaterów. Nie wiemy jak Nina znalazła się w Moulin Rouge. Wiemy tylko że się kochali, tak bardzo się kochali, a potem przeżywali różne przygody, ale w sumie nie pamiętam jakie.

- mam też wrażenie, że starali się upchnąć maksymalnie wiele piosenek tylko po to by pokazać, że potrafią stworzyć musical - niekoniecznie jednak one były potrzebne, a więcej dramatyzmu tworzyły te nieliczne sceny mówione - Nina/Hans, Nina/Prezes. Chwilami miałam nadzieję, że wreszcie przestaną tyle śpiewać (tak, wiemy że jesteście nieszczęśliwi) i powiedzą coś, co popchnie akcję do przodu. Niestety nie bardzo się doczekałam.

- czy jest jakiś problem z nagłośnieniem w Romie? W rządzie 11 czułam dziwne echo, mieliśmy problem ze zrozumieniem słów piosenek.

- zakończenie - dla mnie akceptowalne, bez happy endu, ale też i bez katharsis. Bardzo słodko-gorzkie, dla mnie emocjonująca była chwila spotkania - myślałam tylko o tym jak poczuje się Nina gdy dowie się, że on już sobie ułożył życie bez niej. No i ta rozpacz Jana i kłótnia z Alice też emocjonujące. Na plus.

Dzięki że mogłam się wygadać, do następnego spektaklu! Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
allee
PostWysłany: Sob 19:09, 06 Sty 2018 
Stała Bywalczyni

Dołączył: 28 Wrz 2010
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa


No to późno bo późno, ale dodam dwa słowa.

Byłam dwa razy: parę dni przed premierą i parę po. Pierwszego wieczoru Dyrektor-Słońce przechadzał się po foyer, rozdawał uśmiechy i autografy. Drugiego stał z jakimś pracownikiem na schodach i był zły.

Co było fajnego ? Podobali mi się obaj wykonawcy roli Hansa – Więcek i Stolorz. Fajny był Kuba Szydłowski i jego piosenka o herbacie ze zgrabną pointą „God Save the Tea”. Przyjemna Marta Burdynowicz jako pielęgniarka Mary i scena w szpitalu fajna. Zaraaaz, szukam gorączkowo w pamięci co mi się jeszcze podobało … chyba za długo czekałam z recenzją, bo zapomniałam. Z dobrych rzeczy, dodam uczciwie, że kto tylko z mojej fabryki poszedł na „Pilotów”, to wrócił zadowolony.

Zarzuty główne dwa za to mam w głowie na świeżo.

1. Synopsis.
Wydawać by się mogło, że gdy się tworzy spektakl nie na zamówienie polityczne, ale z potrzeby serca i na podstawie historii własnej rodziny, jak zapewniał Direttore S, to akcja powinna być nasycona niebanalnymi zwrotami akcji, życiową prawdą i postaciami mówiących niesztampowymi dialogami. Nic bardziej mylnego. Ze zmieszczeniem tylu banałów, trywializmów i uproszczeń w trzygodzinnym spektaklu twórcy chyba szli na rekord i brawo, udało się. Jak się pojawia coś wbrew, to jest to od czapy, o czym była tu już wcześniej mowa.

2. Wyrachowanie.
Dyrektor Kępczyński wziął, co chciał z zasobów ludzkich polskiego musicalu skuszonych, nie wiem, czy wizją, czy szyldem Romy. Dołożył do tego maksymalnie efekciarskie dekoracje i projekcje oraz nachalną promocję. (a np. samolot, którym direttore epatował przez długie przedpremierowe miesiące po prostu stoi sobie na scenie i merda śmigiełkiem). Zadbał, żebyśmy wcześniej usłyszeli piosenki ze spektaklu, bo wiadomo, że lubimy te, które już znamy, direttore „Rejs” oglądał. Plus samograje: miłość rozdzielona przez wojnę, przyzwoity hitlerowiec, polskie drogi powojenne etc. No i tania próba przekonania widza, że przyszliśmy do Romy także dlatego, że jesteśmy patriotami i chcemy oddać hołd polskim lotnikom (te pełne rzewnej zadumy spojrzenia aktorów ze sceny błądzące po portretach polskich lotników). Wszystko wliczone w cenę biletu.

Garść szczegółów. Trochę się realizatorzy przejechali na zatrudnieniu gwiazd, bo spora grupa, mimo świetnych wokali, jest albo źle obsadzona, albo po prostu nie może przebić się przez durność tego, co tam mają zagrać. Słowa miłosnych piosenek wołają o pomstę do nieba. Na obu „moich” przedstawieniach główne role grali Edyta Krzemień i Przemek Zubowicz. Edyta jest właśnie fatalnie obsadzona, mam wrażenie, że jest skrępowana tym, że ma być seksowną, uwodzicielską piosenkarką, rusza się kompletnie bez wdzięku i nie jestem w stanie uwierzyć, że za Niną w tym wcieleniu szaleją mężczyźni na widowni teatrzyku, w którym gra, a kilkoro także poza. Co do kariery Przemysława, to ona od dawna jest dla mnie niezrozumiała i przywdzianie przez niego munduru tego nie zmieniło. Chemii między powyższą parą brak.

Grupa kumpli-lotników na pierwszym przedstawieniu czyli Kubat, Skorupa i Wortmann zachowywała się na scenie jakby wpadli prosto z plaży, wypisz-wymaluj Pepper z kumplami, tyle że w mundurach. Drugie skojarzenie miałam ze sceną ze „Shreka” , kiedy „Duloc wita was”, podobne ruchy i mimika jak tych kukiełek z piosenką. Wortmanna uratował wątek z Mary - Izą Bujniewicz, na szczęście zabawny i z wdziękiem i z tego go zapamiętam. Znacznie lepiej było w zestawie Gzyl-Piksa-Franc, wyszli zdecydowanie poza surferski repertuar kolegów.
Polski Engineer czyli Prezes był zapewne wymyślony (patrz punkt: wyrachowanie) po to, żeby mieć potencjalnie wyrazistą postać, która mogłaby skraść show i obsadzić ją jakąś gwiazdą. W sprawie obsady udało się – mamy Krucia. Jest jeszcze Bzdawka. Ja wniosek mam jeden: skoro Kruciu nic z tego materiału nie wycisnął, to nie ma co mieć żalu do Bzdawki. Wierzę, że każdy zrobił, co mógł.
Alice Basi Gąsienicy-Giewont i Marty Wiejak: ja mam wrażenie, że te dwie superzdolne dziewczyny męczą się w tej roli: Marta schowała swój pazur, żeby pasować do dekoracji, a Basia zupełnie nie i też nie pasuje, ta jej energia, ostry wokal i temperament aż się wylewają ze sceny.
Simińska i Płuska, szkoda formatu tych artystów do tego, co dostali do grania. No chyba że w ramach zbierania doświadczeń, może bardziej w przypadku Anastazji niż Płuski.

Ledowe ekrany straszą, ich kłujące w oczy piksele są widzialne na kilometr. Posłałabym Dyrektora-Słońce na „Amerykanina w Paryżu” na WE, żeby zobaczył, jak za pomocą mappingu tworzy się genialne przedstawienie, mając w głównych rolach tancerkę, co nie śpiewa i śpiewaka, co nie tańczy. Ja wiem, to nie są te pieniądze, ale nawet z ich ułamkiem można by zrobić coś bardziej piorunującego niż grę na Atari. Jedyny fajny efekt dla mnie jest podczas sceny z jazdą samochodem. Przenikanie się form cyfrowych i analogowych daje przyjemną, teatralną ułudę.

Tak strasznie szkoda, że para poszła w gwizdek. Tylu zdolnych ludzi na jednej scenie, którzy uwierzyli, że coś z tego będzie. Mogła być prawda, wzruszenia i rozpalone do czerwoności forum miłośników musicali, a tu … eeech.


Ostatnio zmieniony przez allee dnia Czw 21:43, 07 Cze 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lea
PostWysłany: Nie 22:58, 07 Sty 2018 
Zabłąkany wędrowiec

Dołączył: 11 Wrz 2014
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


Również kwestia obsady bardzo mnie zaniepokoiła. Na przykład -po co obsadzać Kaję Mianowaną (Cosette, Christine, Fleur de Lys) w roli prawie-bezimiennej dziewczyny z WAAF-u, ktora chyba nie ma ani jednej kwestii mowionej? Spokojnie mozna byloby ja zastapic kims z zespolu bez wielkiej straty dla walorow artystycznych przedsiewziecia. Kusior, Łaba, Lachowicz, Banasik, Simińska - to sa przeciez mocne nazwiska, piekne glosy, ktore dostaly ledwo co do zagrania. Marnotrawstwo.

Po obejrzeniu Pilotow po raz drugi - znow Zosia, tym razem w parze z Jankiem - oraz fragmentow z Natalia dzis w Arkadii stwierdzam ze podtrzymuje w pelni swoja dotychczasowa opinie. Dalej uwazam ze Jan jest postacia fatalna (nie mylic z tragiczna), za to Zosia sie broni w starciu z Natalia, szczegolnie biorac pod uwage jej wokal na plycie, ktory w Mamma mia zupelnie mnie nie porywal.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ozzyy
PostWysłany: Wto 22:34, 30 Sty 2018 
Służka Chagalla

Dołączył: 06 Maj 2011
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


Ja powiedziałbym po prostu, że "Piloci" są jeszcze niedopracowani, ale i tak należy się szacun za stworzenie własnego musicalu, bo z pewnością jest to trudniejsza sprawa niż odtworzenie gotowego dzieła. Muzyka na plus, scenografia na plus, fabuła tak sobie, ale cieszę się, że w końcu pokazani gdzieś Polaków jako bohaterów, bo w ostatnich latach przeglądając różne media mam wrażenie jakby przedstawiano Polaków tylko od najgorszej strony. Z obsady wyróżniłbym Zosię Nowakowską i (niedocenianego przez publiczność) Janusza Krucińskiego. Z różnych zapowiedzi przed premierą jeszcze, spodziewałem się, że spektakl będzie przesycony pirotechniką, a tymczasem zaserwowano tylko jedną scenę z ogniem, więc nie wiem po co było to koloryzowanie. Poza tym faktycznie żarty były niestety tak suche, że nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić w tych momentach, ale z pewnością daleko było mi do śmiechu. Wiele zbędnych i dziwnych elementów jak np. tak gra komputerowa na początku czy w ogóle słabe wizualizacje powietrzne, już lepiej jakby dali jakieś materiały historyczne, bo tak to wygląda po prostu jak kiepska gra.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
allee
PostWysłany: Sob 18:22, 17 Mar 2018 
Stała Bywalczyni

Dołączył: 28 Wrz 2010
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa


Pół roku po premierze wpadłam (czy ja przed chwilą nie pisałam tych słów ?), niezbyt stęskniona, na rekonesans do Romy. Tak sobie pomyślałam, że może wreszcie zobaczę w głównych rolach kogoś innego niż jesienią. Bo że zmieni się libretto, słowa piosenek, piksele i gra na atari, to raczej nie liczyłam.

Udało się połowicznie, miałam Zosię Nowakowską i fajnie, podobała mi się i aktorsko, i wokalnie i przez swoją niepodrasowaną niczym zwyczajną dziewczyńskość, choć mówiąc szczerze, w scenach w kabarecie, mogłaby być trochę bardziej wystrzałowa jeśli chodzi o mejkap.

Przedstawienie nabrało tempa, huk na koniec pierwszego aktu niewielu budzi, bo niewielu zasypia. Występ Prezesa i Nel (Kruciu-Lachowicz) – brawo (w ogóle, po miesiącach starań coś w końcu Kruciu z tej postaci wycisnął i jest o wiele ciekawiej). Przemysław nadal papierowy, jedynie w scenach z Martą Wiejak coś na kształt aktorstwa przejawia. Kubat stonował (trochę) z surferskimi zagraniami. Marta Budrynowicz i Marcin Franc – doskonale, aktorska chemia widoczna bardzo.

Ciekawość zobaczyć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lea
PostWysłany: Nie 12:56, 23 Wrz 2018 
Zabłąkany wędrowiec

Dołączył: 11 Wrz 2014
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


Jak tam? Ktoś był w międzyczasie, jakieś nowe wrażenia?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
allee
PostWysłany: Nie 16:08, 23 Wrz 2018 
Stała Bywalczyni

Dołączył: 28 Wrz 2010
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa


Będę za tydzień to coś napiszę Laughing

Dopisuję.
W zasadzie bez zmian, tak sobie wpadłam na wizytę kontrolną (tylko że to dentysta odwiedził pacjenta). Zosia Nowakowska robiła co mogła broniąc własną piersią (czyt. talentem) ten materiał, który dostała. Wrażliwie, z wdziękiem, bardzo przyjemnie i skutecznie. Równie fajnie duo Marta B. i Marcin F. - pełna profeska. Pierwszy raz widziałam Janka Traczyka w tym przedstawieniu i entuzjazmu mojego nie wzbudził, wokalnie dość ok, ale za miękki, trochę ten jego Jan zbyt fajtłapowaty.
Teraz to już chyba dopiero derniera ? Czas pokaże.


Ostatnio zmieniony przez allee dnia Pią 18:49, 12 Paź 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lea
PostWysłany: Nie 9:01, 28 Paź 2018 
Zabłąkany wędrowiec

Dołączył: 11 Wrz 2014
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


O, faktycznie, jest Smile

U mnie wczoraj wizyta kontrolna z zupełnie nowym towarzystwem na publiczności, co ciekawe, totalnie zachwyconym po wyjściu ze spektaklu.

A u mnie znów Edyta Krzemień, która została jednogłośnie oceniona przez wszystkich jako mało pasująca wizualnie do roli, Przemek Zubowicz, równie ekscytujący co prześcieradło (serio, nie rozumiem fenomenu) i z nowości Sylwia Banasik (lepsza od Łaby) i najnowszy Stefan (gorszy od Wortmanna i Franca).

Mimo wszystko w Romie to jak w domu, więc pewnie wpadnie się jeszcze z niedzielną wizytą parę razy, zanim pożegnamy tytuł. A co będzie dalej? Strach się bać, ale podobno pogłoski nie nastrajają optymizmem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mary
PostWysłany: Pon 17:47, 29 Paź 2018 
Wiejski głupek

Dołączył: 13 Cze 2010
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


Lea napisał:
A co będzie dalej? Strach się bać, ale podobno pogłoski nie nastrajają optymizmem.


Podzielisz się informacją jakie tytuły są brane pod uwagę? Wink


Ostatnio zmieniony przez Mary dnia Pon 17:52, 29 Paź 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CzerwonyKapturek
PostWysłany: Pią 17:13, 08 Mar 2019 
Podnóżek Kukola

Dołączył: 21 Wrz 2008
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa


Ależ mnie dawno na tym forum nie było. Widzę, że w zasadzie większości od dawna na tym forum nie było Very Happy I zastanawiam się - czy to dlatego, że Internet się zmienił i fora wyszły z mody, czy dlatego, że Roma się zmieniła… Ale może dawni bywalcy prowadzą teraz po prostu dyskusje gdzie indziej, i może akurat ktoś da znać, gdzie można spotkać polskich fanów musicali Smile

Poszłam ostatnio do Romy na Pilotów i tak mnie natchnęło, żeby tu zajrzeć. Całe szczęście, że istnieje WebArchive, bo za nic nie mogłam sobie przypomnieć, jaką miałam nazwę użytkownika ani jakiego maila podałam przy rejestracji Wink Przy okazji zdałam sobie sprawę (z niejakim przerażeniem), że od premiery Tańca Wampirów w Romie minęło 14 lat, od Upiora - prawie 11 lat, że znam większość z tych 20 lat musicalowej Romy. Uświadomiłam sobie, mówiąc wprost, ile ja sama mam lat.

Na Pilotach uderzyło mnie mimo to, że i tak byłam całkiem młoda w porównaniu ze średnią wieku na widowni. Nie wiem, może na taki spektakl trafiłam, a może to po prostu awans z dostawek na pierwszą strefę, ale ja z Romy pamiętałam młodych ludzi i studentów.

Właśnie, awans z dostawek na pierwszą strefę… Nie wiem, czy jeszcze bym chodziła na Pilotów na dostawki, bo co przystoi studentce, to nie pani po trzydziestce Wink ale nieco się zdziwiłam, bo - dylemat zniknął wraz z dostawkami. Żal zwłaszcza tych środkowych w pierwszych rzędach. Bo gdzież byłoby mnie 10 lat temu stać, żeby chodzić do Romy X razy na miesiąc za 120 zł za bilet, czy chociażby 90 zł, ale z ograniczoną widocznością. Czy byłabym w stanie zakochać się w musicalach, gdybym mogła do Romy iść raz na dwa lata na nowy spektakl. Pewnie nie.

Poczytałam trochę to forum, taki mały powrót do przeszłości. I już 10 lat temu narzekano, że do czego ta polityka Romy ma prowadzić, że stali widzowie przestaną przychodzić, że na widowni będzie przypadkowa zbieranina osób, które wpadną raz na dwa lata na nowy spektakl. I mam szczerze mówiąc wrażenie, że dokładnie tak się stało… tylko że Roma doskonale sobie z tym radzi, bo w końcu przypadkowe osoby płacą po 120 złotych polskich za bilet, więc w czym problem. Zresztą, ja sama ze stałego widza zostałam taką osobą, która wpada raz na dwa lata na nowy spektakl - i jeszcze uważa się za stałego widza, bo w końcu wszystkie tytuły na dużej scenie widziała Very Happy Mam świetną wymówkę, bo od dawna nie mieszkam w Warszawie, ale zastanawiam się, czy na jakiś spektakl poszłabym więcej niż raz, gdybym mieszkała. Na Deszczową piosenkę pewnie nie. Na Mamma Mia tak, ale pod warunkiem istnienia dostawek. Na Pilotów z pewnością nie, bo raz, że drogo, dwa - życie, samo się nie ogarnie, pranie się nie zrobi, obiad nie ugotuje, do pracy trzeba chodzić. Niestety dawno minęły czasy, kiedy mogłam chodzić do teatru dwa razy na trzy godziny w tygodniu.

Co do meritum - wrażenia po. Takie trochę mieszane. Nie wiem, czy Romę należy pochwalić, że wystawiła własny autorski spektakl, czy zbesztać, że spektakl jest taki sobie. Domyślam się, że trudniej jest stworzyć od zera i wystawić coś własnego. Nie wiem za to, czy warto, kiedy „gotowce” chyba wychodziły lepiej.

Może zacznę od tego, co mi się nie podobało. Ekrany LED-owe, czy co to nie było. O ile zupełnie nie raziły mnie jako dyskretne Morze Śródziemne czy też Egejskie w Mamma Mia, to jako Plac Zamkowy i ulice Paryża już zdecydowanie. Wolałabym jakąś dekorację teatralną, z pomysłem. Podobnie - wszystkie nagrane sceny bitw powietrznych. Jakbym chciała iść do kina, to poszłabym do kina, mówiąc wprost.

Rozczarowały mnie "efekty specjalne". Zapowiadano cuda na kiju, a tak naprawdę sprowadziło się to do jednego podmuchu gorąca. I do tego ten szeroko opiewany samolot, który, jak ktoś dobrze wyżej napisał, smętnie merda śmigiełkiem. A ja naiwna myślałam, że naprawdę będą sceny bitew powietrznych live Very Happy

Nie jestem też przekonana do fabuły, zwłaszcza początek jest niemrawy, delikatnie mówiąc.

Na plus - oczywiście przepiękny głos Edyty Krzemień. I mimo wszystko zakończenie, bo (SPOILER) nie wyobrażam sobie, żeby Jan i Nina mieli sobie po prostu nawzajem wybaczyć i żyć długo i szczęśliwie.

Mam mimo wszystko straszny sentyment do Romy. Tam widziałam swoje pierwsze musicale, w sumie dzięki Romie zakochałam się z teatrze muzycznym. Tylko może po prostu po West Endzie nie jestem w stanie zachwycić się Pilotami. Może po prostu Roma się zmieniła i ja się zmieniłam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum Nieoficjalne Forum Musicalu "Taniec Wampirów" Strona Główna  ~  Piloci

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach